Dużo w klimacie mówi się o zgodzie, używając takiego ładnego słowa jak konsensualność. Konsensualność to zgoda wyrażona dobrowolnie, w świadomy sposób, a więc niezmanipulowana, nie zdobyta podstępem, i taka, którą możemy wycofać.
Niektórzy określają ją jako FRIES: Freely Given, Reversible, Informed, Enthusiastic, and Specific.
Wyrażona dobrowolnie - a więc bez nacisku, manipulacji i nie pod wpływem narkotyków lub alkoholu.
Odwoływalna - każdy może zmienić zdanie na temat tego, na co ma ochotę, w dowolnym momencie.
Świadoma - Możesz wyrazić zgodę na coś tylko wtedy, gdy robisz to w pełni świadomie.
Entuzjastyczna - to, że chcesz powinno być widoczne i nie powinno budzić wątpliwości.
Konkretna - powiedzenie "tak" na jedną rzecz nie oznacza, że powiedziałeś "tak" na inne.
Ten model bywa krytykowany, bo… cóż, nie zawsze zgoda musi być np. entuzjastyczna (myślę, że w kinku to akurat dość łatwo sobie wyobrazić), a określenie „Freely Given” bywa wg niektórych zbyt idealistyczne, bo nie zawsze jesteśmy w pełni „free”, zakładając to, że może na nas wpływać nawet kontekst sytuacyjny, a o alkoholu to już nie wspomnę ;).
Inni używają dlatego akronimu CRISP: Considered, Reversible, Informed, Specific and Participatory.
Considered – czyli taka, która zakłada, że rozważyliśmy różne rzeczy, które mogą wpływać na naszą zgodę (a więc jesteśmy ich świadomi)
Participatory – czyli taka, która bierze pod uwagę zdanie każdej osoby zaangażowanej w scenę intymną na równych prawach.
Nie wchodząc w dyskusję, który model jest lepszy/gorszy to warto zauważyć, że w obu modelach występuje: świadomość, konkretność i możliwość wycofania zgody. Chciałabym zatrzymać się teraz przy tej świadomości, bo wydaje mi się to najbardziej kluczowy, ale i ciekawy i pełen niuansów element konsensualności w kontekście BDSM.
Czy zawsze zgadzamy się świadomie? Możemy to zrobić jak najbardziej świadomie się da, ale wciąż wiele rzeczy może nas zaskoczyć. Stąd tak dużo mówi się o samoświadomości, stąd tak duża rola edukowania, pisania, rozmawiania, rola wspierającej społeczności. Ale nadal i pomimo tego, zdarza się, że zgadzamy się na coś zupełnie nieświadomi co z tego wyniknie. Albo zakładamy, że zawsze będziemy w tu i teraz, i nigdy się nic nie zmieni. Czasem to zadaniem partnera jest uświadomić drugą stronę o potencjalnych konsekwencjach by pozwolić jej podjąć jak najbardziej świadomą decyzję (czy się rozumiemy i czy druga osoba rozumie na co się zgadza). Czasem wg mnie dbałość o konsensualność w relacji/scenie wychodzi poza werbalne „tak” lub „nie”
Konsensualność to także możliwość wycofania zgody. I tutaj znowu… byłam w takich stanach, że mój rozsądek nie istniał, moje granice nie istniały(jak choćby subspace), przeżyłam sub frenze, gdzie chciałam wszystko, na już, teraz, mocniej. I znowu mam poczucie, że warto by obie strony sprawdzały to, były na to uważne, czy nadal jesteśmy ‘w konsencie’ i można to (jako osoba Dominująca) świetnie wpleść w scenę.
Zgoda powinna być specyficzna i konkretna. Niuanse… jak cała ta ważna koncepcja ma się do fantazji i pragnień wielu osób w klimacie o … CNC na przykład? W „The Heart of the Dominantion” autor bardzo ładnie nazywa to ‘szarymi strefami”. CNC to tzw. Consensual non-consent (zgoda na brak zgody). Cześć osób fantazjuje o braku kontroli, braku zgody, zatraceniu się, przymuszeniu, zignorowaniu naszego ‘nie’. Ale… z drugiej strony, to nadal jest chciane, mimo, że trochę jest to ‘fikołek’, bo zgadzamy się na… brak zgody ;). Czasem w ogóle mam wrażenie w BDSM i M/s wiele rzeczy jest po prostu ‘inaczej’. Ale znowu… stąd przecież tak duża rola rozmów, szczególnie przed takimi scenami CNC, gdzie (paradoksalnie!) omawia się przecież bardzo konkretnie na co się chociażby NIE Zgadzamy, ustala granice, zabezpieczenia, ewentualne słowa bezpieczeństwa.
Nie napisałam tego tekstu, żeby dać gotowe odpowiedzi czy napisać jak ‘powinno być’. Myślę jednak, że to szalenie ciekawy temat i że pokazuje jak ważne jest to budowanie świadomości siebie, swoich granic, pragnień, i rola komunikacji.
Swietne narzędzie w tym kontekście to np. koło zgody. Koncepcja jest o tyle ciekawa, że patrzy na zgodę w dwóch możliwych wariantach:
Dawanie i dostawanie (give and receive) – w którym osoba ofiarowująca daje coś z siebie, a osoba przyjmująca jest tą, która otrzymuje i czerpie z tego. A więc „robię to, co Ty chcesz, i robię to dla Ciebie, Ty to ode mnie dostajesz, ja Ci to daję”. Jest to często pierwsze skojarzenie z dawaniem i braniem, ale nie jest jedyne…
Branie sobie i pozwalanie (take and allowing) – w którym osoba biorąca (robiąca coś drugiej osobie dla swojej przyjemności) jest osobą aktywną, a osoba pozwalająca jest osobą pasywną (oddającą niejako swoje ciało). A więc jednej strony „robię to co ja chcę i mi sprawia przyjemność, a Ty mi na to pozwalasz”.
W tych wszystkich czterech przypadkach możemy pozostawać w zgodzie – w którym po jednej stronie stoją pytania o zgodę a po drugie odpowiedzi „Tak” lub „Nie”. Np. „Czy mógłbym Cię związać?” (strasznie mnie to kręci i chcę to zrobić)- „Tak” (pozwalam)? „Czy masz ochotę na masaż?” (wiem, że lubisz masaż, więc chcę Ci to dać) „Tak” (dostaję).
Szalenie ciekawe natomiast w tej koncepcji jest to, że to, co może być piękne (dawaniem sobie przyjemności w różny sposób i jej otrzymywaniem), gdy pozostaje w kole zgody, może stać się także wypaczone, gdy wychodzimy z tego koła zgody. Także ciekawe - w moim odczuciu - bo pozwala szerzej spojrzeć na konsensualność, ale i granice i ich komunikowanie. Pozwala też zrozumieć, że czasem możemy robić coś dla drugiej osoby i to jest OK. A czasami możemy robiąc coś - także brać dla siebie. Dużo różnych możliwości ;).
Najlepsze komentarze (0)