Zdarzyło nam się usłyszeć takie słowa: „A może jak pójdziemy do klubu, to coś się ruszy w naszym związku?”, „Zazdrość nas zbliży, poczujemy na nowo emocje…”
Mam dla was jedną, szczerą odpowiedź: nie, nie ruszy. I nie, nie zbliży.
Swingerski styl życia nie jest terapią dla par z problemami. To nie jest plaster na brak seksu, emocji, bliskości. Jeśli wasz związek już się sypie – klub czy trójkąt tylko szybciej obnażą, jak bardzo jesteście od siebie daleko. I to nie tylko przed sobą nawzajem, ale też przed innymi ludźmi.
Prowadzić swingerski styl życia mogą tylko pary, które są naprawdę blisko. Takie, które potrafią ze sobą rozmawiać bez gry, bez manipulacji, bez cichych dni. Gdzie jest zaufanie, szacunek, zgoda na granice i zero wstydu w mówieniu o tym, co działa, a co nie.
Jeśli tego nie ma – to nie ma o czym mówić. Bo wtedy zamiast wspólnego doświadczenia, robi się tylko kolejny powód do zranienia.
To nie jest lifestyle dla każdego. Ale dla niektórych – tych naprawdę razem – może być miłym rozszerzeniem relacji. Ale nigdy jej podstawą.
Najlepsze komentarze (0)