Choć wiemy, że edukacja seksualna w Polsce nadal leży, a wdż potrafi prowadzić ksiądz (kto wymyślił tę nazwę nie mam pojęcia, skoro te zajęcia nawet nie są o rodzinie) to mam do Was pytanie!
Jakie macie niemiłe, ale też miłe wspomnienia z dostarczania Wam wiedzy o seksualności? Zarówno w szkole jak i w domu czy wśród rówieśników.
To co mi przychodzi pierwsze na myśl to jak w gimnazjum nauczyciel pokazywał nam prezerwatywy i chętna osoba mogła sama spróbować nałożyć ją na jakimś artefakcie (chyba to był banan xD), a w podstawówce pani powiedziała, że ilość krwi podczas menstruacji to około jednej łyżki czy nawet łyżeczki (????) Na początku w to wierzyłam, ale gdy zaczęłam używać kubeczka menstruacyjnego odkryłam, że to totalny mit
Dla dalszych działań, możesz rozważyć zablokowanie tej osoby i/lub zgłaszanie nadużyć
Najlepsze komentarze (3)
W domu u mnie była Michalina Wisłocka "sztuka kochania" i mądrość rodowa mamy - przeczytaj. Wiedzę z zakresu używania podpasek i cyklu miesięcznego mieliśmy zbiorczo jako dziewczęta z rocznika na jednej z lekcji biologii.
U nas w podstawówce zajęcia były tylko dla zainteresowanych, była 1 grupa i odbywały się na hali do wystąpień… jedyne co pamiętam to napompowane wodą podpaski i tampony 🤣 w gimnazjum już były obowiązkowe ale… na prawdę to były nauki o rodzinie (nic o seksie, zabezpieczeniach, chorobach…) - i o ile pamiętam prowadzone przez katechetkę. No dno i wodorosty 😅
U nas w podstawówce było tylko chyba rok jakoś w 6 klasie, jako zajęcia dodatkowe i chyba chodziło 2-3 osoby na 22 bo ogólnie był przekaz taki żeby nie chodzić, więc nawet nie wiem co tam się działo. A w gimnazjum też było nie obowiązkowe ale chodziłem a prowadziła to nauczycielka od WOSu, na tych zajęciach nic się nie działo prawie, nie wiem czy było to spowodowane tym że taka słabą nauczycielką była czy robiła to za karę...
Tak więc to co piszesz to dla mnie abstrakcja XD